Wybory samorządowe 2024

  • 18 października 2018
  • wyświetleń: 3707

Po rozmowach z ludźmi widzę: Jest moc!

Artykuł sponsorowany:

Zachęcamy do lektury wywiadu z Januszem Okrzesikiem, kandydatem na prezydenta Bielska-Białej.

Janusz Okrzesik
Janusz Okrzesik - kandydat na prezydenta Bielsja-Białej


Ostatnie trzy tygodnie Niezależni spędzili na ulicach, rozmawiając z ludźmi. Jakie pytania pojawiały się najczęściej przy „wyborczej lemoniadzie”?

O niezależność. Ludzie chcieli się upewnić, że nie jesteśmy związani z jakąkolwiek partią. I że nie będziemy mieli żadnych szefów w Warszawie czy Katowicach. Że nie będziemy się kłócić jak PO z PiS.

A jakie kwestie programowe budziły najwięcej zainteresowania?

Nasze pomysły walki ze smogiem. Część ludzi wiedziała, że zajmujemy się tym tematem od dawna, zanim to się stało modne. Zastanawiające, że świadomość mieszkańców w sprawie smogu jest chyba wyższa niż dotychczasowych władz. Dużo pytań dotyczyło finansowego aspektu zmiany źródła ogrzewania, bo zwykle jest to związane ze wzrostem kosztów. Sporo słów uznania budził nasz projekt Bielskiego Programu Osłonowego, który ma zapobiegać finansowym kłopotom tych rodzin, które zdecydują się na czystsze ogrzewanie.

Wśród rozmówców dominowali ludzie młodzi czy raczej w starszym wieku?

To zależy gdzie byliśmy. Wieczorem na Rynku podchodzili głównie ludzie młodzi. Oni pytali najczęściej o pomysły na festiwale czy koncerty, ale zdarzały się też poważne rozmowy o studenckim samorządzie czy mieszkaniach. Wbrew pozorom od młodych można się sporo dowiedzieć, np. że istnieje taka kategoria młodych rodzin, która z jednej strony nie spełnia kryteriów do mieszkania komunalnego, a z drugiej strony - nie ma zdolności kredytowych w banku. I oni są w pewnej pułapce, w przestrzeni niczyjej, nikt nie ma dla nich propozycji. To jest nowe zadanie do przemyślenia i przedstawienia jakichś sensownych propozycji dla nich. Ale najbardziej młodym podobały się nasze pomysły na Smart City. To już jest pokolenie cyfrowe, dla nich jest naturalne że wiele można załatwić smart fonem z odpowiednią aplikacją, oczekują zatem że także samorząd i instytucje publiczne będą nadążać za nowoczesnością.

A starsi wyborcy?

Ich spotykaliśmy głównie na osiedlach lub w wolne dni na terenach rekreacyjnych, koło lotniska czy w Straconce. I niespodzianka: oprócz tematów „senioralnych” (teleopieka, domy dziennego pobytu) pojawiały się często pytania o to, jak zatrzymać w mieście młodych ludzi! Bo na tym, żeby młodzi masowo nie wyjeżdżali z Bielska-Białej, zależy przede wszystkim ludziom starszym, rodzicom, dziadkom. Mówiliśmy im o naszym programie stypendiów mieszkaniowych dla młodych, o funduszu stypendialnym dla studentów, o inkubatorach przedsiębiorczości - i oni tego słuchali z zainteresowaniem, choć przecież sami z tego nie będą korzystać. To świetny przykład, że miasto i samorząd to system naczyń połączonych, że trzeba o nim myśleć całościowo, nie sektorowo.

Był Pan prezesem Podbeskidzia w najlepszych dla klubu czasach. Czy temat sportu też pojawiał się podczas spotkań?

Oczywiście, ludzie są zainteresowani tym, jak rozwiążę problem finansowania sportu, a piłki nożnej w szczególności. Mam to szczęście, że mogę tu mówić nie o obietnicach, lecz o doświadczeniach. Gdy byłem prezesem TSP, klub dostając mniejsze pieniądze z miasta osiągnął awans do ekstraklasy, podwoił budżet w oparciu o komercyjnych sponsorów i przekształcił się w spółkę akcyjną. Miasto miało w niej 1% akcji, tyle by pilnować i kontrolować, reszta miała należeć do prywatnych inwestorów. Da się? Da się, tylko klub nie może być zarządzany z tylnego siedzenia przez urzędników z ratusza i obsadzany z politycznego klucza. A teraz mamy to co mamy, miasto jest większościowym właścicielem i musi dosypywać z budżetu, by nie ponieść jeszcze większej straty. Wiem co trzeba zrobić, żeby uzdrowić tę sytuację. Raz już to zrobiłem i zrobię drugi raz. Za mniejsze pieniądze można osiągnąć lepsze rezultaty, a zaoszczędzone kwoty przeznaczymy dla innych klubów i innych dyscyplin sportu.

W kampanii sporym echem odbiła się Pańska zapowiedź bezpłatnej komunikacji. Jeden z konkurentów obiecuje z kolei darmowe bilety dla uczniów, studentów i seniorów. Czy bezpłatna komunikacja w naszym mieście jest rzeczywiście możliwa?

Jasne, że jest możliwa. Ale to nie może polegać na tym, że pozostaje tak jak jest, tylko przestajemy płacić za bilety. To by nie miało sensu. Najpierw trzeba zreformować rozkład jazdy, przekształcić MZK w spółkę, dogadać się z okolicznymi gminami, uzupełnić system komunikacji publicznej o nowe, alternatywne metody: car sharing, elektryczne skutery, miejskie rowery. Trzeba też włączyć do naszych planów komunikacyjnych transport szynowy: mamy taki układ linii kolejowych że grzechem byłoby nie wykorzystać tego dla miasta. I dopiero wtedy, mniej więcej za dwa lata, przedstawimy mieszkańcom Bielska-Białej spójny plan nowej komunikacji, w tym bezpłatną komunikację autobusową. Ten projekt musi być uczciwie policzony, bo przecież wiemy, że za bezpłatne też ktoś musi zapłacić i będzie to budżet miasta. Jak ten plan będzie gotowy, wtedy mieszkańcy w referendum lokalnym zdecydują, czy chcą go przyjąć. Ważne decyzje powinny być podejmowane przez ogół mieszkańców, my się tego nie boimy.

Czy zdarzyła się jakaś szczególnie ciekawa rozmowa, która Pana zaskoczyła?

Chyba najciekawiej rozmawiało mi się z pewnym młodym człowiekiem, który okazał się miejskim urzędnikiem dość niskiego szczebla. Powiedział mi, że w Ratuszu bardzo się boją mojego zwycięstwa, obawiając się czystek i zmian kadrowych. Ale powiedział też, że to raczej sama wierchuszka podgrzewa atmosferę, większość pracujących w urzędzie też czeka na zmiany. Od ośmiu lat nie mieli podwyżek, kanały awansu zablokowane, niektórzy szefowie tkwią na swoich stanowiskach od dziesięcioleci. Ja rozumiem tę frustrację. Moim zdaniem urzędnicy ratusza mogą pracować znacznie lepiej, jeśli ktoś dostrzeże ich wysiłek i kompetencje. A to się opłaci wszystkim mieszkańcom miasta, bo sprawna administracja to po prostu oszczędność i wygoda dla obywatela.

Ten młody urzędnik powiedział jeszcze jedną mądrą rzecz: że najbardziej boi się zmiany polegającej na tym, że przyjdzie nowa partia i zacznie obsadzać stanowiska swoimi ludźmi. I będzie na mnie głosował, bo za mną nie stoją szeregi wygłodniałych partyjnych działaczy, czekających na posady.

Z iloma ludźmi zdążył Pan porozmawiać?

Nie liczyłem, ale to były setki rozmów. Lemoniady osobiście rozdałem około 700 kubków, łącznie z naszymi kandydatami na radnych możemy to liczyć w tysiącach. Na frekwencję nie mogliśmy narzekać, oby tak było w niedzielę 21 października!